Oprawszy
się plecami na Edwardzie, zapatrzyłam się w ogień w kominku, beznamiętnie
skubiąc bułkę. Mimo, że leżeliśmy zaraz przy nim, mój ukochany i tak przykrył
mnie puchatym kocem, znalezionym na sofie, przy której odpoczywaliśmy.
- Nie
wolałabyś czegoś bardziej atrakcyjnego? – zapytał, spoglądając na pieczywo– Na
przykład rolady z łososia, lub pieczonego dorsza w ziołach? Słyszałem, że Esme
napełniła zamrażalkę przeróżnymi rybami. Jeśli nie, znam jeszcze świetny
przepis na kurczaka w curry, wystarczy…
- Nie jestem
głodna – przerwałam mu, kończąc bułkę i odwracają się do niego przodem.
- Jesteś
pewna? Nie jadłaś nic od lotu do Seattle.
-Mhm –
mruknęłam, wpijając się w jego wargi. Powoli zsunął się ze mną na podłogę,
gdzie ułożył mnie puchatym dywanie, zaraz przed kominkiem, od którego biło
gorąco. Znów otulając nas nim, zaczął niby od niechcenia całować moją
szyję, zniżając się coraz niżej. Położył głowę na moich piersiach,
przysłuchując się jak moje serce z galopu, przechodzi na wolniejszy bieg. Jego
włosy nabrały odcień kasztanowego - rudego, dzięki błysku ognia. Przypomniała
mi się scena, gdy Edward po raz pierwszy wziął mnie na swoją łąkę. Wtedy też
utknęliśmy na dłuższy czas, w tej pozycji. Tylko kto by się wtedy spodziewał,
że mimo naszych różnic, pozostaniemy razem i kiedyś zostanę jego żoną.
Słysząc mój śmiech, Edward poderwał
głowę i spojrzał na mnie z malującym się pytaniem w swoich miodowych oczach.
Odpowiedziałam mu kolejnym namiętnym pocałunkiem, przewracając go na plecy.
Oderwał się ode mnie pierwszy,
pokazując swoje zęby w uśmiechu. Jego wzrok sprawił, że rumieńce znalazły swe
miejsca na mych policzkach, a serce znów gotowało się do kolejnego wyścigu.
Przymykając oczy, położyłam głowę na
jego obojczykach, od czasu do czasy zerkając zza ołowianych powiek na
przygasający ogień.
***
Obudziło mnie słońce, wdzierające
się przez cienkie zasłony w naszej sypialni. Mrugnęłam kilkakrotnie i
odwróciłam się od rażącego światła. Po drugiej stronie zastałam greckiego boga,
który patrzył na mnie ze znużeniem. Był kompletnie ubrany, nawet jego zwykle
roztrzepana czupryna, układa się jak należy. Całkowite przeciwieństwo do mnie.
- Myślałem,
że już nigdy się nie uspokoisz. – szepnął.
- Aż tak
dużo mówiłam?
- Ba, żebyś
ty tylko mówiła – powiedział, z zawadiackim uśmiechem.
- Nie
pamiętam co mi się śniło…
- Hmm, z
tego co wywnioskowałem, to chyba ostatnia noc – nie wytrzymał i cicho
zachichotał, mimo to, patrząc na mnie z czułością.
- Która
godzina? – zmieniłam temat, rumieniąc się na twarzy.
- Mówiłem
już, że ślicznie się rumienisz? – zapytał, po czym przybliżył się do mnie.
Bijący od niego zapach przyciągał mnie.
- Coś kiedyś
wspominałeś…- zarumieniłam się jeszcze bardziej, chociaż nie wiedziałam, że to
możliwe. Cóż, urok onieśmielania przez Edwarda działał nadal bez zarzutów. –
Dowiem się, która godzina?
Zaśmiał się tylko, następnie
ściągając w wampirzym tempie koszulkę, wślizgnął się pod kołdrę. Nie zważając
na moje coraz słabsze protesty, znów zaczął mącić mi w głowie.
***
- Teraz już
musisz być głodna – szepnął Edward, podnosząc się do pozycji siedzącej,
opierając o ścianę.
Parsknęłam niepochamowanym śmiechem,
strasząc świergocące ptaszki z ogrodu.
No tak, choćby nie wiem co się przed chwilą stało, zawsze musiał mieć na
uwadze moją dietę.
- Chyba masz
rację – odpowiedziałam, także podnosząc się i obejmując go za szyję.
- Więc na co
miałabyś ochotę, z wcześniej wymienionego menu?
-
Jajecznice.
-
Minimalistka – mruknął, znów mnie rozbawiając, po czym zaczął ubierać się w
wcześniej porozrzucane ubrania.
Gdy poszedł przygotowywać moje
zamówienie, wymknęłam się do łazienki, aby całkiem wybudzić się z sielankowego
lenistwa. Kiedy słaniając nogami po podłodze, wciąż w szlafroku, zmierzałam w
stronę kuchni, po domku roznosił się już smakowity zapach jajek i mnóstwa
innych dodatków.
- Nie byłbyś
sobą, gdybyś czegoś od siebie nie dodał,
prawda? – zapytałam zaczepnie, pochłaniając jajecznice z jajkami
opiekanymi wraz z szynką oraz kilkoma innymi dodatkami, które już zdążyły
zniknąć z talerza.
Zamiast odpowiedzieć, zaśmiał się cicho,
siadając naprzeciw i spoglądając, to na mnie, to na okno.
- Dzwonił
Charlie – powiedział, gdy myłam po obfitym śniadaniu – Pytał się, czy o nim
zapomniałaś, lub jakoś tak. – zaśmiał się, aby złagodzić powagę słów. Zawsze
tak robił, aby mnie nie denerwować.
- A tak dokładnie?
– dociekałam.
- Dowiedział
się od Esme, że przyjechałaś wczoraj popołudniu i jest mocno urażony, że do
niego nie zadzwoniłaś – podszedł do mnie bliżej, obejmując mnie od tyłu – Jednak
i tak myślę, że gdy Cię zobaczy, nie będzie Ci robił wielkich zarzutów.
- Czyli resztę
dnia mamy zajęte – podsuwałam, odwracając się do niego przodem.
- Cały
dzień? – spytał męczeńskim tonem.
- Chciałabym
wziąć kilka rzeczy z pokoju i przywieźć je tutaj.
- W takim
razie – zastanowił się teatralnie – może być.
Wyraźnie rozluźnił się na myśl, że
nie będzie musiał siedzieć resztę czasu z teściem, który tak czy siak nadal za
nim nie przepadał. Cóż poradzić, w końcu zabrał mu sprzed nosa córkę w tak
młodym wieku, nic dziwnego, że miał obiekcje.
- Teraz
chyba nie mam wyboru nie wchodzić do garderoby, prawda?
Rozbawiłam Edwarda moją miną.
Przypominając sobie co Alice spakowała mi na miesiąc miodowy, naprawdę wolałam
tam nie wchodzić, wiedząc, że będzie tego przynajmniej dziesięć razy więcej.
Nie rozczarowałam się wchodząc do
garderoby. Zaledwie pięć wieszaków zawieszonych na długości całych ścian były
dla mnie przeznaczone. Do tego trzy podłużne szafki i jedna mosiężna komoda
zawalona butami – oczywiście w większości moimi.
Było już późne popołudnie i nie
mając za wiele cierpliwości, wybrałam pierwsze spodnie które mi wpadły –czarne
rurki, oraz białą, luźna bluzkę w rękawem trzy czwarte, dość dużym dekoltem, z
wymyślnymi czarnymi kwiatami na niej.
Pierwszą rzecz, o której nie mogę
zapomnieć z domu są trampki. W komodzie, owszem znalazłam jakieś – niebieskie,
które aż biły w oczy oraz czarne, ćwiekowane. Z braku wyboru musiałam założyć
biało – niebieskie baleriny.
W moim mniemaniu i Edwarda – gdy wyszłam
z garderoby aż mu się oczy zaświeciły -
wyglądałam całkiem kobieco. Jednak i tak wiedziałam, że Alice do czegoś się
przyczepi, ale i tak byłam z siebie dumna.
Kiedy wracałam do sypialni po mój
pierścionek zaręczynowy, zauważyłam coś co mi wcześniej umknęło.
Na mojej szafce stało zdjęcie z
wesela przedstawiające mnie, Charliego oraz Reene. Fotografia, jak większość
była niepozowana. Mama jedną ręką obejmowała mnie a drugą swojego byłego męża.
Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę,
że to prawdopodobnie ostatnia scena, kiedy miałam obu rodziców przy sobie.
Zdałam sobie sprawę, z czego będzie mi zrezygnować. Zasługiwali na to, aby
cieszyć się z tego, że ich jedyna córka wyszła za mąż. Zamiast tego za niedługo
mieli ją stracić i zostać sami.
Łzy zebrały się w moich oczach, aby
za chwilę móc wypłynąć i ujrzeć światło dzienne. Szybko je powstrzymałam
oddychając głęboko i nerwowo mrugając. Jeśli Edward zobaczył by mnie w takim
stanie, w końcu wyciągnął by ze mnie o co mi chodzi. Nie chciałam mu psuć
humoru.
Zakładając pierścionek porwałam
wcześniej wyjętą skórzaną kurtkę, czym prędzej wychodząc z sypialni.
PS. Przepraszam, że to tak to długo trwało, ale miałam jakiś zator :p Dziękuje, że się tak interesowaliście, kiedy będzie następny i mam nadzieję, że tak nadal zostanie. Tytuł rozdziału dodam później, ponieważ na razie nie mam dobrego pomysłu :]
Rozdział świetny czekam na nn.
OdpowiedzUsuńMam pytanie kiedy nastepny rozdzial? Czekam juz tyle czasu i nic.
OdpowiedzUsuńDo końca wakacji powinien trafić następny solidny rozdział :)Przepraszam, że tyle czasu minęło,ale przez dłuższy czas nikt tu nie wchodził i po prostu wypadło mi z głowy prowadzenie bloga. Jednak dziękuje, że jeszcze kogoś on obchodzi ;3
UsuńPisz szybciej <3
OdpowiedzUsuń