niedziela, 12 maja 2013

5.


         Oprawszy się plecami na Edwardzie, zapatrzyłam się w ogień w kominku, beznamiętnie skubiąc bułkę. Mimo, że leżeliśmy zaraz przy nim, mój ukochany i tak przykrył mnie puchatym kocem, znalezionym na sofie, przy której odpoczywaliśmy.
- Nie wolałabyś czegoś bardziej atrakcyjnego? – zapytał, spoglądając na pieczywo– Na przykład rolady z łososia, lub pieczonego dorsza w ziołach? Słyszałem, że Esme napełniła zamrażalkę przeróżnymi rybami. Jeśli nie, znam jeszcze świetny przepis na kurczaka w curry, wystarczy…
- Nie jestem głodna – przerwałam mu, kończąc bułkę i odwracają się do niego przodem.
- Jesteś pewna? Nie jadłaś nic od lotu do Seattle.
-Mhm – mruknęłam, wpijając się w jego wargi. Powoli zsunął się ze mną na podłogę, gdzie ułożył mnie puchatym dywanie, zaraz przed kominkiem, od którego biło gorąco. Znów otulając  nas  nim, zaczął niby od niechcenia całować moją szyję, zniżając się coraz niżej. Położył głowę na moich piersiach, przysłuchując się jak moje serce z galopu, przechodzi na wolniejszy bieg. Jego włosy nabrały odcień kasztanowego - rudego, dzięki błysku ognia. Przypomniała mi się scena, gdy Edward po raz pierwszy wziął mnie na swoją łąkę. Wtedy też utknęliśmy na dłuższy czas, w tej pozycji. Tylko kto by się wtedy spodziewał, że mimo naszych różnic, pozostaniemy razem i kiedyś zostanę jego żoną.
            Słysząc mój śmiech, Edward poderwał głowę i spojrzał na mnie z malującym się pytaniem w swoich miodowych oczach. Odpowiedziałam mu kolejnym namiętnym pocałunkiem, przewracając go na plecy.
            Oderwał się ode mnie pierwszy, pokazując swoje zęby w uśmiechu. Jego wzrok sprawił, że rumieńce znalazły swe miejsca na mych policzkach, a serce znów gotowało się do kolejnego wyścigu.
            Przymykając oczy, położyłam głowę na jego obojczykach, od czasu do czasy zerkając zza ołowianych powiek na przygasający ogień.
***
            Obudziło mnie słońce, wdzierające się przez cienkie zasłony w naszej sypialni. Mrugnęłam kilkakrotnie i odwróciłam się od rażącego światła. Po drugiej stronie zastałam greckiego boga, który patrzył na mnie ze znużeniem. Był kompletnie ubrany, nawet jego zwykle roztrzepana czupryna, układa się jak należy. Całkowite przeciwieństwo do mnie.
- Myślałem, że już nigdy się nie uspokoisz. – szepnął.
- Aż tak dużo mówiłam?
- Ba, żebyś ty tylko mówiła – powiedział, z zawadiackim uśmiechem.
- Nie pamiętam co mi się śniło…
- Hmm, z tego co wywnioskowałem, to chyba ostatnia noc – nie wytrzymał i cicho zachichotał, mimo to, patrząc na mnie z czułością.
- Która godzina? – zmieniłam temat, rumieniąc się na twarzy.
- Mówiłem już, że ślicznie się rumienisz? – zapytał, po czym przybliżył się do mnie. Bijący od niego zapach przyciągał mnie.
- Coś kiedyś wspominałeś…- zarumieniłam się jeszcze bardziej, chociaż nie wiedziałam, że to możliwe. Cóż, urok onieśmielania przez Edwarda działał nadal bez zarzutów. – Dowiem się, która godzina?
            Zaśmiał się tylko, następnie ściągając w wampirzym tempie koszulkę, wślizgnął się pod kołdrę. Nie zważając na moje coraz słabsze protesty, znów zaczął mącić mi  w głowie.
***
- Teraz już musisz być głodna – szepnął Edward, podnosząc się do pozycji siedzącej, opierając o ścianę.
            Parsknęłam niepochamowanym śmiechem, strasząc świergocące ptaszki z ogrodu.  No tak, choćby nie wiem co się przed chwilą stało, zawsze musiał mieć na uwadze moją dietę.
- Chyba masz rację – odpowiedziałam, także podnosząc się i obejmując go za szyję.
- Więc na co miałabyś ochotę, z wcześniej wymienionego menu?
- Jajecznice.
- Minimalistka – mruknął, znów mnie rozbawiając, po czym zaczął ubierać się w wcześniej porozrzucane ubrania.
            Gdy poszedł przygotowywać moje zamówienie, wymknęłam się do łazienki, aby całkiem wybudzić się z sielankowego lenistwa. Kiedy słaniając nogami po podłodze, wciąż w szlafroku, zmierzałam w stronę kuchni, po domku roznosił się już smakowity zapach jajek i mnóstwa innych dodatków.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś czegoś od siebie nie dodał,  prawda? – zapytałam zaczepnie, pochłaniając jajecznice z jajkami opiekanymi wraz z szynką oraz kilkoma innymi dodatkami, które już zdążyły zniknąć z talerza.
            Zamiast odpowiedzieć, zaśmiał się cicho, siadając naprzeciw i spoglądając, to na mnie, to na okno.
- Dzwonił Charlie – powiedział, gdy myłam po obfitym śniadaniu – Pytał się, czy o nim zapomniałaś, lub jakoś tak. – zaśmiał się, aby złagodzić powagę słów. Zawsze tak robił, aby mnie nie denerwować.
- A tak dokładnie? – dociekałam.
- Dowiedział się od Esme, że przyjechałaś wczoraj popołudniu i jest mocno urażony, że do niego nie zadzwoniłaś – podszedł do mnie bliżej, obejmując mnie od tyłu – Jednak i tak myślę, że gdy Cię zobaczy, nie będzie Ci robił wielkich zarzutów.
- Czyli resztę dnia mamy zajęte – podsuwałam, odwracając się do niego przodem.
- Cały dzień? – spytał męczeńskim tonem.
- Chciałabym wziąć kilka rzeczy z pokoju i przywieźć je tutaj.
- W takim razie – zastanowił się teatralnie – może być.
            Wyraźnie rozluźnił się na myśl, że nie będzie musiał siedzieć resztę czasu z teściem, który tak czy siak nadal za nim nie przepadał. Cóż poradzić, w końcu zabrał mu sprzed nosa córkę w tak młodym wieku, nic dziwnego, że miał obiekcje.
- Teraz chyba nie mam wyboru nie wchodzić do garderoby, prawda?
            Rozbawiłam Edwarda moją miną. Przypominając sobie co Alice spakowała mi na miesiąc miodowy, naprawdę wolałam tam nie wchodzić, wiedząc, że będzie tego przynajmniej dziesięć razy więcej.
            Nie rozczarowałam się wchodząc do garderoby. Zaledwie pięć wieszaków zawieszonych na długości całych ścian były dla mnie przeznaczone. Do tego trzy podłużne szafki i jedna mosiężna komoda zawalona butami – oczywiście w większości moimi.
            Było już późne popołudnie i nie mając za wiele cierpliwości, wybrałam pierwsze spodnie które mi wpadły –czarne rurki, oraz białą, luźna bluzkę w rękawem  trzy czwarte, dość dużym dekoltem, z wymyślnymi czarnymi kwiatami na niej.
            Pierwszą rzecz, o której nie mogę zapomnieć z domu są trampki. W komodzie, owszem znalazłam jakieś – niebieskie, które aż biły w oczy oraz czarne, ćwiekowane. Z braku wyboru musiałam założyć biało – niebieskie baleriny.
            W moim mniemaniu i Edwarda – gdy wyszłam z garderoby aż mu się oczy zaświeciły -  wyglądałam całkiem kobieco. Jednak i tak wiedziałam, że Alice do czegoś się przyczepi, ale i tak byłam z siebie dumna.
            Kiedy wracałam do sypialni po mój pierścionek zaręczynowy, zauważyłam coś co mi wcześniej umknęło.
            Na mojej szafce stało zdjęcie z wesela przedstawiające mnie, Charliego oraz Reene. Fotografia, jak większość była niepozowana. Mama jedną ręką obejmowała mnie a drugą swojego byłego męża.
            Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że to prawdopodobnie ostatnia scena, kiedy miałam obu rodziców przy sobie. Zdałam sobie sprawę, z czego będzie mi zrezygnować. Zasługiwali na to, aby cieszyć się z tego, że ich jedyna córka wyszła za mąż. Zamiast tego za niedługo mieli ją stracić i zostać sami.
            Łzy zebrały się w moich oczach, aby za chwilę móc wypłynąć i ujrzeć światło dzienne. Szybko je powstrzymałam oddychając głęboko i nerwowo mrugając. Jeśli Edward zobaczył by mnie w takim stanie, w końcu wyciągnął by ze mnie o co mi chodzi. Nie chciałam mu psuć humoru.
            Zakładając pierścionek porwałam wcześniej wyjętą skórzaną kurtkę, czym prędzej wychodząc z sypialni.   
PS. Przepraszam, że to tak to długo trwało, ale miałam jakiś zator :p Dziękuje, że się tak interesowaliście, kiedy będzie następny i mam nadzieję, że tak nadal zostanie. Tytuł rozdziału dodam później, ponieważ na razie nie mam dobrego pomysłu :]