piątek, 5 kwietnia 2013

3. Niespodzianka


  
        Podróż przebiegała nam bez większych rewelacji. Zanim pojechaliśmy na lotnisko, zostawiliśmy bagaże w taksówce – za sprawą napiwku, i pozwiedzaliśmy kolorowe uliczki w Rio.  W Teksasie, naszym kolejnym przystanku, nie mogliśmy sobie pozwolić na podobne wypady, ponieważ do razu mieliśmy samolot do Houston.  W czasie tych lotów, większość czasu drzemałam w ramionach Edwarda, dlatego, gdy wychodziliśmy z lotniska w Seattle, byłam wypoczęta. Z ostatniego przystanku odebrał nas Carlisle, który po silnym uściskaniu nas, zaprowadził w stronę swojego BMW.
             W czasie drogi, opowiadał głównie o niewielkich zmianach w swojej pracy – a mianowicie o awansie na ordynatora oddziału. Ja osobiście uważałabym to za wielki sukces i zaszczyt, ale dla Carlisle’a nie była to na pewno pierwszyzna i wcale się tym nie szczycił. Napomknął też coś o ponownym ślubie Alice i Jaspera, jeszcze przed naszym wyjazdem, ale coraz to częściej szalone pomysły mojej siostry nie miały miejsca w życiu, więc były to tylko przypuszczenia.
            Było widać jak na dłoni, że Carlisle jest powiadomiony o mojej decyzji pozostania człowiekiem na dłużej. Ani ja ani Edward nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy, aby przekazać to reszcie. Byłam wdzięczna Alice, za zrobienie tego za mnie. Sama nie wiedziała bym, jak się za to zabrać – nigdy nie lubiłam mówić na forum, nawet jeśli była to moja rodzina.  Mimo, że minęło tyle czasu od ślubu, a mój mąż ciągle dumnie mówił do mnie ‘’Pani Cullen’’, nie mogłam się przyzwyczaić, że już do niej należę. Może miałam się dopiero przyswoić, gdy zostanę wampirem? Wtedy tak naprawdę dołączyłabym do tej rodziny.
            Edward chyba zauważył, że jestem całkiem nieobecna w ich rozmowie, ponieważ zostawił mnie w spokoju i zaczął temat z swoim ojcem, o moim samochodzie przedślubnym.  Mi było wszystko jedno, z kim, jak i czym będę jeździć, jednak mój ukochany uparł się, że moje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Na tyle ważne, aby wydawać nie wiadomo ile kasy, na kuloodporne auto.
            Kiedy zajechaliśmy na polanę, na której mieściła się posesja Cullenów, po bajecznych girlandach i przeróżnych ozdobach po ślubie i weselu, nie było śladu. Znając Alice, uporała się z nimi zaraz po wyjeździe ostatnich gości.
            Carlisle wyjął wszystkie mosiężne walizy i pojechał zawieść samochód do garażu. Edward zamiast zająć się nimi, wziął mnie za rękę i pociągnął za rękę w stronę domu.  Otworzył drzwi i jak na dżentelmena przystało, wpuścił mnie pierwszą.
            Zanim zdołałam ogarnąć wzrokiem cały wszechstronny salon, coś małego mignęło mi przed oczami i bardzo, ale to bardzo mocno przytuliło. Gdy widmo zastygło, poczułam nastroszone, krótkie włosy na szyi. Alice, a któż by inny!
            Chyba domyśliła się, że trzyma mnie na tyle mocno, aby móc mi zmiażdżyć żebra, ponieważ odsunęła się i trzymając mnie za ramiona zlustrowała wzrokiem
- Tak się cieszę, że już przyjechałaś! – znów przypatrzyła mi się z uwagą – Jednak nic, a nic się nie opaliłaś! No cóż… jak było opowiadaj!
            Spąsowiałam na te pytanie -  w końcu był to miesiąc miodowy, jak miałoby być?
- Nie udawaj, że nie wiesz jak było. Mogę się założyć, że nas podglądałaś -  zaczął zaczepnie Edward, ciągnąc mnie w głąb salonu, gdzie wpadłam w ramiona Esme. Ona była o wiele delikatniejsza i taktowniejsza. Posłała mi matczyny uśmiech i usiadła obok mnie na kanapie.
            Dowiedziałam się, że Rose, Em i Jasper są na polowaniu, ale to nawet lepiej. Wolałam się najpierw odświeżyć i coś zjeść, zanim miałam się w nimi spotkać.
            Misiek oczywiście uściskał mnie, z jeszcze większą siłą niż Alice. Jasper zdobył się na lekki uśmiech i skinienie głowy, a Rose -  o dziwo wszystkich, podeszła do mnie, leciutko, z dystansem  uściskała, po czym posłała przyjacielski, acz nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłam go oczarowana i gdyby nie to, że zaraz po tym czmychnęła do garażu z Jasperem w sprawie jego motocyklu, pewnie stałabym w miejscu zaskoczona.
            Po udzieleniu wszystkich odpowiedzi na ciekawskie pytania, salon Cullenów przerzedził się, zostawiając nas samych na kanapie, przy włączonych wiadomościach. Znudzona zaczęła rozglądać po pomieszczeniu, zaciekawiając się czymś.
- Co z naszymi walizkami? – zapytałam.
- A co by miało być? – odpowiedział, niby to za bardzo zainteresowany programem, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Z tego co widziałam, zostały na zewnątrz i nikt ich nie przynosił…
- Ach, przed Tobą nic się nie ukryje – przerwała mi Alice, wbijając do pokoju niczym burza i siadając koło mnie – Wiemy Bello, że zaginamy Twoje reguły, ale chyba nie masz innego wyboru, jak pójść tym razem nam na rękę.
- Można jaśniej? – zapytałam, marszcząc czoło.
- Oczywiście – uśmiechnęła się promieniście – Mamy dla Ciebie prezent – widząc, że się krzywię, dodała – i wciśniemy Ci go, choćbyś nie wiem co robiła – znów się słodko zaśmiała. – No dobrze, chodźmy już, bo robi się późno…
- Ma to coś do rzeczy? – zapytałam zdezorientowana.
- Oj ma, ma , nawet nie wiesz jak bardzo – coś w jej śmiechu sprawiło, że zaczerwieniłam się, ale nie sprzeciwiałam się, gdy pociągnęli mnie w stronę wyjścia. Edward z zagadkowym wyrazem twarzy wziął mnie na barana i prowadzony przez Alice, pomknął przez las. Uwielbiałam towarzyszyć ukochanemu w  czasie biegu, ale jak dla mnie było zbyt chłodno, a nieustępliwy wiatr ział arktycznym zefirem. Edwarda zatrzymał się nagle przy podekscytowanej Alice, którą wręcz otaczała namacalna aura zniecierpliwienia.  
- Edwardzie, zasłoń jej oczy. – zakomenderowała moja przybrana siostra.
- Czy to naprawdę konieczne? – nigdy nie lubiłam niespodzianek, a co dopiero takie cyrku wokół niej.
- Tak i nie marudź!
             Z westchnieniem podeszłam do Edwarda, który wypełnił swój rozkaz. Mimo jakichkolwiek okoliczności, jego dotyk wprawił moje serce w szybsze obroty. Tymczasem Alice poprowadziła nas, mamrocząc coś pod nosem, być może do Edwarda.
- Oto jesteśmy! Możesz odsłonić oczy,naszej marudzie.
            Mój mąż śmiejąc się krótko, przeniósł dłonie z mojej twarzy na ramiona, które zacisnął lekko.
            Zamrugałam kilkakrotnie, lecz gdy zobaczyłam co rysuje się przed moimi oczami, zamarłam.
            Było to domek. Mały domek. Raczej taka chatka, zbudowana w środku lasu, gdzie królowały nad nią mosiężne i potężne drzewa. Była pewna, że z większego dystansu nie dopatrzyłabym się jej, gdyby nie okno z ramą i drzwi koloru miodu. Reszta odcieni była idealnie dopasowana z kolorytem konarów i roślinności.  Wyglądało to zupełnie tak, jakby domek wyrósł, niż by go zbudowano. Na ścianach, dachu i małym kominie królował bluszcz, w którym gdzieniegdzie były powtykane niebieskie róże. O dziwo ten szczegół nie wybijał z równowagi, tylko ją upiększał.  Choćbym chciała, nie mogłabym opisać całego piękna tej budowli.
- I jak? Podoba Ci się? – zapytała Alice zniecierpliwionym tonem, który świadczył, że ma po dziurki w nosie ciszy, którą ogarnął las.
- Jest… - zastanowiłam się jak mogłabym opisać swoje odczucia -  brak mi słów. – zdobyłam się na szczerość.
- Czyli podoba Ci się, tak? – pokiwałam głową w górę i w dół – Och, to świetnie! Nawet nie wiesz, ile czasu spędziliśmy nad tym, ile przemyśleń, planów. To wspaniale, że nie poszło to na marne – zaśmiała się, znów prezentując swój wyśmienity humor. Tym razem w dwójkę dołączyliśmy do niej.
- Chcesz go zobaczyć od środka? – zapytał Edward. Sądząc po jego błyszczących oczach, wyczytał już jak to wszystko wygląda i chyba…mu się podobało. A chyba nawet bardzo, bo wyjął w kieszeni wielki klucz i podając go mnie, wziął mnie na ręce.
- Miłej zabawy! – powiedziała Alice i migiem zniknęła, kiedy Edward szedł już małą dróżką, usianą po obu stronach kwiatami, prowadzącą ku drzwiom.
            Stanął przed drzewami, wwiercając swój wzrok we mnie, pełen miłości, zniecierpliwienia i jeszcze czegoś…co trudno było mi nazwać. Uśmiechnął się promieniście, kiedy wyciągnęłam dłoń z kluczem w stronę zamka. Przekręcając go usłyszeliśmy cichy charakterystyczny klik, po czym powoli, razem uchyliliśmy nasze małe wrota.

P.S Przepraszam, że niektórych scen nie napisałam szczegółowo i dokładnie, ale nie dysponowałam czasem. Postaram się to nadrobić w kolejnym rozdziale :)

3 komentarze:

  1. OMG!!Rozdział BOBMA to jest" The Best "jak kazdy . To jest po prostu boskie! Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów:) Z niecierpliwością czekam na kolejny:) Pozdrówki

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest super.. czekam na nn

    OdpowiedzUsuń