Podróż
przebiegała nam bez większych rewelacji. Zanim pojechaliśmy na lotnisko,
zostawiliśmy bagaże w taksówce – za sprawą napiwku, i pozwiedzaliśmy kolorowe
uliczki w Rio. W Teksasie, naszym
kolejnym przystanku, nie mogliśmy sobie pozwolić na podobne wypady, ponieważ do
razu mieliśmy samolot do Houston. W
czasie tych lotów, większość czasu drzemałam w ramionach Edwarda, dlatego, gdy
wychodziliśmy z lotniska w Seattle, byłam wypoczęta. Z ostatniego przystanku
odebrał nas Carlisle, który po silnym uściskaniu nas, zaprowadził w stronę
swojego BMW.
W czasie drogi, opowiadał głównie o
niewielkich zmianach w swojej pracy – a mianowicie o awansie na ordynatora
oddziału. Ja osobiście uważałabym to za wielki sukces i zaszczyt, ale dla Carlisle’a
nie była to na pewno pierwszyzna i wcale się tym nie szczycił. Napomknął też
coś o ponownym ślubie Alice i Jaspera, jeszcze przed naszym wyjazdem, ale coraz
to częściej szalone pomysły mojej siostry nie miały miejsca w życiu, więc były
to tylko przypuszczenia.
Było widać jak na dłoni, że Carlisle
jest powiadomiony o mojej decyzji pozostania człowiekiem na dłużej. Ani ja ani
Edward nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy, aby przekazać to reszcie. Byłam wdzięczna
Alice, za zrobienie tego za mnie. Sama nie wiedziała bym, jak się za to zabrać
– nigdy nie lubiłam mówić na forum, nawet jeśli była to moja rodzina. Mimo, że minęło tyle czasu od ślubu, a mój
mąż ciągle dumnie mówił do mnie ‘’Pani Cullen’’, nie mogłam się przyzwyczaić,
że już do niej należę. Może miałam się dopiero przyswoić, gdy zostanę wampirem?
Wtedy tak naprawdę dołączyłabym do tej rodziny.
Edward chyba zauważył, że jestem
całkiem nieobecna w ich rozmowie, ponieważ zostawił mnie w spokoju i zaczął
temat z swoim ojcem, o moim samochodzie przedślubnym. Mi było wszystko jedno, z kim, jak i czym
będę jeździć, jednak mój ukochany uparł się, że moje bezpieczeństwo jest
najważniejsze. Na tyle ważne, aby wydawać nie wiadomo ile kasy, na kuloodporne
auto.
Kiedy zajechaliśmy na polanę, na
której mieściła się posesja Cullenów, po bajecznych girlandach i przeróżnych
ozdobach po ślubie i weselu, nie było śladu. Znając Alice, uporała się z nimi
zaraz po wyjeździe ostatnich gości.
Carlisle wyjął wszystkie mosiężne
walizy i pojechał zawieść samochód do garażu. Edward zamiast zająć się nimi,
wziął mnie za rękę i pociągnął za rękę w stronę domu. Otworzył drzwi i jak na dżentelmena przystało,
wpuścił mnie pierwszą.
Zanim zdołałam ogarnąć wzrokiem cały
wszechstronny salon, coś małego mignęło mi przed oczami i bardzo, ale to bardzo
mocno przytuliło. Gdy widmo zastygło, poczułam nastroszone, krótkie włosy na
szyi. Alice, a któż by inny!
Chyba domyśliła się, że trzyma mnie
na tyle mocno, aby móc mi zmiażdżyć żebra, ponieważ odsunęła się i trzymając
mnie za ramiona zlustrowała wzrokiem
- Tak się
cieszę, że już przyjechałaś! – znów przypatrzyła mi się z uwagą – Jednak nic, a
nic się nie opaliłaś! No cóż… jak było opowiadaj!
Spąsowiałam na te pytanie - w końcu był to miesiąc miodowy, jak miałoby
być?
- Nie
udawaj, że nie wiesz jak było. Mogę się założyć, że nas podglądałaś - zaczął zaczepnie Edward, ciągnąc mnie w głąb
salonu, gdzie wpadłam w ramiona Esme. Ona była o wiele delikatniejsza i
taktowniejsza. Posłała mi matczyny uśmiech i usiadła obok mnie na kanapie.
Dowiedziałam się, że Rose, Em i
Jasper są na polowaniu, ale to nawet lepiej. Wolałam się najpierw odświeżyć i
coś zjeść, zanim miałam się w nimi spotkać.
Misiek oczywiście uściskał mnie, z
jeszcze większą siłą niż Alice. Jasper zdobył się na lekki uśmiech i skinienie
głowy, a Rose - o dziwo wszystkich,
podeszła do mnie, leciutko, z dystansem
uściskała, po czym posłała przyjacielski, acz nieśmiały uśmiech.
Odwzajemniłam go oczarowana i gdyby nie to, że zaraz po tym czmychnęła do
garażu z Jasperem w sprawie jego motocyklu, pewnie stałabym w miejscu
zaskoczona.
Po udzieleniu wszystkich odpowiedzi
na ciekawskie pytania, salon Cullenów przerzedził się, zostawiając nas samych
na kanapie, przy włączonych wiadomościach. Znudzona zaczęła rozglądać po
pomieszczeniu, zaciekawiając się czymś.
- Co z
naszymi walizkami? – zapytałam.
- A co by
miało być? – odpowiedział, niby to za bardzo zainteresowany programem, żeby
spojrzeć mi w oczy.
- Z tego co
widziałam, zostały na zewnątrz i nikt ich nie przynosił…
- Ach, przed
Tobą nic się nie ukryje – przerwała mi Alice, wbijając do pokoju niczym burza i
siadając koło mnie – Wiemy Bello, że zaginamy Twoje reguły, ale chyba nie masz
innego wyboru, jak pójść tym razem nam na rękę.
- Można
jaśniej? – zapytałam, marszcząc czoło.
- Oczywiście
– uśmiechnęła się promieniście – Mamy dla Ciebie prezent – widząc, że się
krzywię, dodała – i wciśniemy Ci go, choćbyś nie wiem co robiła – znów się
słodko zaśmiała. – No dobrze, chodźmy już, bo robi się późno…
- Ma to coś
do rzeczy? – zapytałam zdezorientowana.
- Oj ma, ma
, nawet nie wiesz jak bardzo – coś w jej śmiechu sprawiło, że zaczerwieniłam
się, ale nie sprzeciwiałam się, gdy pociągnęli mnie w stronę wyjścia. Edward z zagadkowym
wyrazem twarzy wziął mnie na barana i prowadzony przez Alice, pomknął przez
las. Uwielbiałam towarzyszyć ukochanemu w
czasie biegu, ale jak dla mnie było zbyt chłodno, a nieustępliwy wiatr
ział arktycznym zefirem. Edwarda zatrzymał się nagle przy podekscytowanej
Alice, którą wręcz otaczała namacalna aura zniecierpliwienia.
- Edwardzie,
zasłoń jej oczy. – zakomenderowała moja przybrana siostra.
- Czy to
naprawdę konieczne? – nigdy nie lubiłam niespodzianek, a co dopiero takie cyrku
wokół niej.
- Tak i nie
marudź!
Z westchnieniem podeszłam do Edwarda, który
wypełnił swój rozkaz. Mimo jakichkolwiek okoliczności, jego dotyk wprawił moje
serce w szybsze obroty. Tymczasem Alice poprowadziła nas, mamrocząc coś pod
nosem, być może do Edwarda.
- Oto
jesteśmy! Możesz odsłonić oczy,naszej marudzie.
Mój mąż śmiejąc się krótko, przeniósł
dłonie z mojej twarzy na ramiona, które zacisnął lekko.
Zamrugałam kilkakrotnie, lecz gdy
zobaczyłam co rysuje się przed moimi oczami, zamarłam.
Było to domek. Mały domek. Raczej
taka chatka, zbudowana w środku lasu, gdzie królowały nad nią mosiężne i
potężne drzewa. Była pewna, że z większego dystansu nie dopatrzyłabym się jej,
gdyby nie okno z ramą i drzwi koloru miodu. Reszta odcieni była idealnie
dopasowana z kolorytem konarów i roślinności. Wyglądało to zupełnie tak, jakby domek wyrósł,
niż by go zbudowano. Na ścianach, dachu i małym kominie królował bluszcz, w
którym gdzieniegdzie były powtykane niebieskie róże. O dziwo ten szczegół nie
wybijał z równowagi, tylko ją upiększał.
Choćbym chciała, nie mogłabym opisać całego piękna tej budowli.
- I jak?
Podoba Ci się? – zapytała Alice zniecierpliwionym tonem, który świadczył, że ma
po dziurki w nosie ciszy, którą ogarnął las.
- Jest… -
zastanowiłam się jak mogłabym opisać swoje odczucia - brak mi słów. – zdobyłam się na szczerość.
- Czyli
podoba Ci się, tak? – pokiwałam głową w górę i w dół – Och, to świetnie! Nawet
nie wiesz, ile czasu spędziliśmy nad tym, ile przemyśleń, planów. To wspaniale,
że nie poszło to na marne – zaśmiała się, znów prezentując swój wyśmienity
humor. Tym razem w dwójkę dołączyliśmy do niej.
- Chcesz go
zobaczyć od środka? – zapytał Edward. Sądząc po jego błyszczących oczach,
wyczytał już jak to wszystko wygląda i chyba…mu się podobało. A chyba nawet
bardzo, bo wyjął w kieszeni wielki klucz i podając go mnie, wziął mnie na ręce.
- Miłej
zabawy! – powiedziała Alice i migiem zniknęła, kiedy Edward szedł już małą dróżką,
usianą po obu stronach kwiatami, prowadzącą ku drzwiom.
Stanął przed drzewami, wwiercając swój wzrok we mnie, pełen miłości, zniecierpliwienia i jeszcze czegoś…co trudno było mi
nazwać. Uśmiechnął się promieniście, kiedy wyciągnęłam dłoń z kluczem w stronę
zamka. Przekręcając go usłyszeliśmy cichy charakterystyczny klik, po czym powoli, razem
uchyliliśmy nasze małe wrota.
P.S Przepraszam, że niektórych scen nie napisałam szczegółowo i dokładnie, ale nie dysponowałam czasem. Postaram się to nadrobić w kolejnym rozdziale :)
P.S Przepraszam, że niektórych scen nie napisałam szczegółowo i dokładnie, ale nie dysponowałam czasem. Postaram się to nadrobić w kolejnym rozdziale :)
OMG!!Rozdział BOBMA to jest" The Best "jak kazdy . To jest po prostu boskie! Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów:) Z niecierpliwością czekam na kolejny:) Pozdrówki
OdpowiedzUsuńWow...dziękuje, nie spodziewałam się :)
UsuńRozdział jest super.. czekam na nn
OdpowiedzUsuń